I tak minął kolejny tydzień bezwzględnej izolacji…

Dziś długo rozmawiałam z Kacperkiem. Mogłabym go słuchać godzinami. Jest gadułą. Uwielbiam gdy z pasją opowiada o tym, co go interesuje lub snuje plany na przyszłość. Powiedział, że dobrze się czuje. Żartował, śmialiśmy się. Opowiadał o nowej grze, w którą zaczął grać. Z takim przejęciem, zaangażowaniem. Przedstawił mi swoją strategię opracowaną w najdrobniejszych szczegółach.

Zastanawialiśmy się, co będziemy robić, gdy wreszcie całą rodziną będziemy razem. Planowaliśmy wspólne przygotowywanie posiłków, wymyślaliśmy potrawy i przysmaki. Każda minuta tej rozmowy była dla mnie bezcenna. A na sam koniec, Kapi wspomniał, że zjadł dziś biszkopta. Skakałam z radości.

Dieta dzieci w trakcie leczenia onkologicznego jest dużym wyzwaniem. Chciałoby się żeby posiłki były pełnowartościowe. Z rozmów z rodzicami wynika, że pierwsze tygodnie rzeczywiście takie są. Gdy zaczynamy mierzyć się z brakiem apetytu czy nudnościami, cieszymy się gdy dziecko zje cokolwiek. Czasami trzeba rozważyć odżywianie przez sondę lub pozajelitowo.

Na oddziale przeszczepowym nie ma miejsca na kompromisy. Obowiązuje dieta bezglutenowa, bezmleczna i w większości bezcukrowa. Nie ma mowy o domowych obiadkach i przekąskach. Z rarytasów, od czasu do czasu, dopuszczalne są żelki i guma mamba. Po przeszczepie większość dzieci odżywiana jest pozajelitowo (dożylnie). Układ pokarmowy jest "zresetowany", zaczyna funkcjonować jak u noworodka. Potrzebuje czasu, by naczyć się trawić różne produkty. Trzeba być bardzo ostrożnym. Każdy rodzić z pewnością pamięta ile było obaw przy rozszerzaniu diety niemowlęcia. Po przeszczepie jest podobnie.

Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak to jest spędzić tyle tygodni w małym pokoju. Bez dostępu do świeżego powietrza, w otoczeniu kilku tych samych twarzy.

Mój najdłuższy pobyt z Kacperkiem w szpitalu trwał nieprzerwanie 3 tygodnie. Byliśmy na 10 piętrze i zazwyczaj mogliśmy opuszczać nasz pokój. Wybieraliśmy się na krótkie spacery szpitalnym korytarzem, spotykaliśmy inne dzieci, rodziców, pielęgniarki. Zaglądały do nas panie ze świetlicy. Otwieraliśmy okna by poczuć powiew świeżego powietrza, wsłuchiwaliśmy się w odgłosy ptaków. Zamykając oczy mogliśmy się poczuć jak nad morzem. Wokół szpitala krąży mnóstwo ptaków, również mew. Są wyjątkowo odważne, czasami natrętne. Od świtu skrzeczą i zaglądają do pokoi przez okna. Zdarza się nawet, że atakują szybę próbując zabrać rzeczy poukładane na parapecie. Są prawdziwą atrakcją.

Na oddziale przeszczepowym okna są zabezpieczone dodatkową szybą. Nie wolno ich otwierać. Jest sterylnie. Pokój jest dokładnie czyszczony dwa razy dziennie: przez Panią sprzątającą i rodzica. Trzeba zdezynfekować każdy przedmiot. Umyć ściany i podłogi. Wszystkie sprzęty ograniczone są do minimum. Niewskazane są maskotki, kocyki… Pościel zmieniana jest codziennie. Rodzice noszą specjalne, jednorazowe ubrania. Dzieci są często przebierane a ich ubrania muszą być wyprane w wysokiej temperaturze i jeszcze poddane sterylizacji w szpitalu. Każda malutka bakteria może okazać się ogromnym zagrożeniem dla życia pacjenta.

Moje chłopaki się nie skarżą. Jestem z nich taka dumna.

Popularne posty z tego bloga