Nasz pobyt w szpitalu trwał niespełna dwie doby a wracam wykończona. W czwartek rano pojechaliśmy na izbę przyjęć. Odczekaliśmy swoje w kolejce, która była wyjątkowo krótka. Podpisałam niezbędne dokumenty i z nową teczką udaliśmy się na 5p. do lekarza na wywiad i badanie. Tam też oczywiście kolejka. Trafiliśmy na przemiłą Panią doktor, która jeździła z nami co Centrum Krwiodawstwa gdy Zuzia oddawała komórki macierzyste. Miło było się znów spotkać. Pani doktor była pozytywnie zaskoczona tym, że Kacper jest w tak dobrej formie. Potem poszliśmy jeszcze do sekretariatu po pieczątki na dokumentach i dalej prosto na oddział. Jak tylko rozgościliśmy się w pokoju, wypisałam dokumenty konieczne przed podaniem narkozy i poszliśmy do anestezjologa. Tak, tak..tam też była kolejka. Po powrocie na oddział Kacper poszedł na pobieranie krwi, a ja wypełnić ankietę o stanie zdrowia dziecka do Pani pielegniarki.
Byliśmy na 4p. w dwuosobowym pokoju, który dzieliliśmy z 12-letnim chłopcem z Ukrainy i jego mamą.  Chłopiec niedługo kończy leczenie, ma jednak sporo skutków uboczbych po chemii i sterydach. Zachorował w lutym, krótko przed rozpoczęciem inwazji na Ukrainie. Mama chłopca nie mówi za dobrze po polsku, nie zna angielskiego. Ja nie nam ani ukraińskiego ani rosyjskiego. Niełatwo było nam się porozumieć. Opowiadała o początkach leczenia na Ukrainie w szpitalnej piwnicy. O rakietach, które bombardowały okolice szpitala. Pokazała zdjecia dzieci skulonych na betonowych posadzkach. Mówiła o pielęgniarkach, które właśnie w tej piwnicy przetaczały dzieciom, przez specjalną maszynę, swoje płytki krwi. Te dzieci toczyły podwójną walkę o życie.
Na piątek rano zaplanowana była biopsja. O świcie Kacper dostał kroplówkę nawadniającą. Śmiał się,  że już bardzo dawno nie był uwiązany na smyczy. (tak dzieci mówią jak są podłączone do kroplówki). Po 8 pojechaliśmy na 9 piętro bo tam wykonywane są biopsje. Oprócz pielegniarki, która z nami szła, nie znałam nikogo z personelu. W czasie biopsji zespół składa się z kilku osób. Lekarza anestezjologa, pielęgniarki anestezjolog, lekarza wykonującego zabieg i przynajmniej jednej pielęgniarki z oddziału. Zazwyczaj są jeszcze studenci więc w małym pokoju jest tłoczno. Lubię jak są znajome twarze, do których mam już zaufanie. Nie tym razem. Weszliśmy na salę ok 8.30. Kacper miał dobry humor. Zna już całą procedurę. Pani pielęgniarka angażuje go w odczytywanie parametrów z monitora, podaje leki i w końcu odliczanie. Kilka cyfr i Kapi zasypia.
Pierwsze biopsje u Kacpra trwały bardzo długo, nawet 1.5h. Był problem z pobraniem szpiku. Lekarz wkłówał  się kilkanaście razy w biodra i piszczele. Najkrótsza biopsja, jeszcze przed przeszczepem, trwała zaledwie 7 minut. Wykonała ją bardzo wprawiona i w ogóle świetna Pani doktor. Poszło wtedy na prawdę sprawnie. Zazwyczaj trzeba liczyć 15-20 min.
Tym razem od początku trochę zaniepokoił mnie skład zespołu. Oprócz pielęgniarki, która nas zaprowadzała nie znaliśmy nikogo. I niestety obawy się potwierdziły. Po kilkunastu minutach wiedziałam, że coś jest nie tak. Przez zamknięte drzwi słychać było nerwowość i szelest otwieranych kolejnych środków medycznych. Słyszałam, że jest problem z pobraniem szpiku. Z sali wybiegł student. Nawet na mnie nie spojrzał. Po chwili wrócił z doktorem, dobrze nam znanym. Świetnym specjalistą, fantastycznie wykonuje też biopsje i punkcje. Wszedł szybkim krokiem do sali. Przez większość leczenia Kacpra byłam na prawdę silna. Dziś sama nie wiem skąd miałam tyle wytrwałości, pewności i wiary. Teraz poczułam się słaba. Uszła ze mnie cała energia. Gdyby szpiku nie udało się pobrać najprawdopodobniej oznaczałoby to nawrót choroby. Nie mogłam opanować łez, byłam załamana. Czułam się bezsilna jak nigdy.
Po jakimś czasie wyszła do mnie młoda kobieta wyjaśnić, że były komplikacje ale już wszystko się udało i nie mam się niczym martwić. Doktor szpik pobrał bez problemu. Nie wnikając z szczegóły chciałam po prostu Kacpra stamtąd zabrać.
Trwało dłuższą chwilę zanim pielęgniarka wyniosła śpiącego jeszcze Kacpra z sali zabiegowej. Znów taki pokłóty. Wróciliśmy do pokoju. Spał przez kilka kolejnych godzin. Z niecierpliwością czekałam na wypis. Wróciliśmy do domu późnym popołudniem. Kacper szczęśliwy, następna kontrolna morfologia za 2 tygodnie. Ja wykończona.

Dzisiejszy dzień był rodzinny, pełen śmiechu i wzajemnego wsparcia. Dobrze było spędzić go razem. 

Popularne posty z tego bloga