Za nami kolejny pobyt w szpitalu. Dwa dni, jedna noc, a spowodowały, że oboje z Kacprem wróciliśmy zmęczeni i smutni. Rozmyły się pewność, radość i stabilizacja.

Mieliśmy planowe przyjęcie na oddział chirurgii w celu usunięcia cewnika centralnego Broviac. Jest on założony do żyły głównej przy serduszku. Wymaga odpowiedniej pielęgnacji - codziennego przepłukiwania i zmiany opatrunku. Kacper zdążył się do niego przyzwyczaić. My widzieliśmy w nim wiele zagrożeń, które wzbudzały niepokój. Z pewnością w trakcie leczenia intensywnego,wlewów chemii przynosi on więcej pożytku niż szkód. Ale ma skutki uboczne, jest zagrożeniem przede wszystkim ze strony bakterii. Mieliśmy szczęście, bo wszystkie możliwe kłopoty związane z portem nas ominęły. 

Bazując na doświadczeniach innych dzieci (dziękujemy rodzicom, że się nimi dzielą) zdecydowaliśmy się na zabieg w narkozie. Samo usunięcie przebiegło sprawnie, trwało około 20 min. Musiałam jeszcze godzinę poczekać, aż przywiozą Kacperka z OIOMu gdy się wybudzi po narkozie. Trochę się denerwowałam tym czekaniem (do tej pory zawsze mogłam być przy Kacprze jak wybudzał się z narkozy) ale bardzo miła Pani Chirurg, która się Kapim opiekowała, co jakiś czas przychodziła poinformować, że wszystko jest w porządku. 

Pomimo leków przeciwbólowych, które Kacper dostał jeszcze będąc w narkozie obudził się z silnym bólem. Wróciły wspomnienia, a z nimi złość i smutek. Poprosiłam o dodatkową kroplówkę z lekiem przeciwbólowym, którą oczywiście dostaliśmy. Z gdziny na godzinę było lepiej i wieczorem mogliśmy wrócić do domu. Przez te kilka godzin Kapi z radonego dziecka stał się zgaszony i przestraszony. Przypomniał sobie o chorobie, o wyzwaniach, które go jeszcze czekają.

To był nasz drugi dzień na oddziale. Pierwszy był równie trudny, choć z zupełnie innego powodu...

Jadąc do szpitala, Kacper w ogóle się nie denerwował.  Narkoza nie jest dla niego niczym nowym. Rozmawiając na oddziele z jedną mamą, która z synem była w szpitalu po raz pierwszym, uświadomiłam sobie jak przerażający jest fakt do czego przywykły dzieci z oddziału onkologii. Biopsja w narkozie - żaden problem. Część dzieci sama idzie do sali zabiegowej i kładzie się na łóżku/stole zabiegowym, zakłada sobie maseczkę z gazem usypiającym. Punkcja bez narkozy - jak trzeba to da się zrobić. Zwinąć w kuleczkę i ani drgnąć. Potam najgorsze jest leżenie plackiem przez kilka godzin. Większość dorosłych byłaby przerażona. Dla dzieci z onkologii to codzienność. Pani była pod wrażeniem jak Kacper jest dzielny. Czy jest dzienly? Na pewno. Ale jest też przyzwyczajony do przeraźliwie niecodziennych sytuacji.

Samo przyjęcie na oddział trwało długo. Na pokój czekaliśmy na korytarzu ponad 4h. Panie pięlegniarki bardzo się starały przygotować dla nas miejsce, coś nie zagrało z organizacją. Nie byliśmy źli, czekaliśmy cierpliwie. Świadomi, że tuż obok inne dzieci toczą walkę o każdy oddech. Po drugiej stronie Chirurgii dziecięcej jest OIOM.

Idąc na oddział przy windzie spotkaliśmy mamę Wiktorka, który walczył z neuroblastomą. Jestem wdzięczna za to krótkie spotkanie. Za to, że mogłam ją przytulić, że mogłyśmy razem popłakać. Wiktorek odchodził...zmarł godzinę później. I choć od kilku dni nasze myśli krążyły głównie wokół tego Małego Wojownika, którego stan się pogarszał, to w tamtej chwili, moje serce przeszył okropny ból. Przez kolejne dni nie mogłam się pozbierać, jak wielu innych rodziców, których losy splotły się z tą wspaniałą rodziną. Wylaliśmy morze łez, w sobotę pożegnaliśmy Wikusia na pogrzebie. Jego mama jest bez wątpienia najbardziej dzielną kobietą, jaką spotkałam. Jej heroiczna, wielomiesięczna walka o dziecko przekracza ludzkie pojęcie. Jest kobietą ogromnej wiary i z całego serca jej życzę, by ta wiara dodała jej sił.

Przez ostatnie dni po prostu byliśmy razem. Celebrując wspólnie spędzony czas. 

Dziś znów Kacperek się uśmiecha i snuje plany na przyłość. Mówi o kolegach i koleżankach. 

O powrocie do szkoły. O marzeniach, które chce spełnić i podróżach, które chce odbyć.

Popularne posty z tego bloga