Grudzień był u nas miesiącem wielu badań. Minęło pół roku od przeszczepu.
Za nami kilka wycieczek do szpitala. Kacper jest po różnych USG, które pomijając mało istotne zmiany są prawidłowe. Ma za sobą pierwszą spirometrię i badanie w komorze. Oba paskudne, ta komora jeszcze gorsza od spirometrii. Kacper był na prawdę dzielny i cierpliwy. Wyniki są zadowalające. Zresztą sama na co dzień widzę, jak jego kondycja staje się coraz lepsza. Walczy o swoje zdrowie i są tego efekty. Kolejne badanie na wiosnę.
Grudniowe wyniki morfologii nie zachwycają. Właściwie w pierwszej chwili powaliły mnie na łopatki bo ukochane granulocyty uciekły nie wiadomo gdzie. Silna neutropenia szybko zweryfikowała nasze plany i postawiła do pionu. Wolałabym o tych wynikach nie wiedzieć bo i tak organizm musi je sam wytworzyć. Tyle, że wróciliśmy do sprzątania, dezynfekowania i szorowania tego co się da.
Grudzień był też wyjątkowy z powodu pierwszego rodzinnego wyjazdu w gościnę. Pierwsze święto spędziliśmy u babci. Na prawdę wspaniale było kogoś odwiedzić i na tę jedną chwilę zapomnieć o ograniczeniach. Kacpra ciekawość i radość były najpiękniejszym prezentem dla nas wszystkich. Oczywiście byliśmy jedynymi gośćmi, bo na kontakty z większą grupą osób jeszcze musimy kilka miesięcy poczekać.
Cieszę się na to zakończenie roku. Roku niewyobrażalnie trudnego gdzie każdy z nas musiał przekroczyć wiele swoich granic. Roku walki i cierpienia. Roku tęsknoty. I roku wiary wbrew logice.
Czas pożegnać ten rok, który zabrał tyle dzieci z naszego oddziału. Czas pogodzić się z tym czego nie można zrozumieć ani zmienić.
Ten rok pokazał nam jednak ogromną siłę ludzi. Niezłomnych lekarzy walczących do końca, oddanych pielęgniarek. Siłę ludzkich serc, którzy wspierali nas każdego dnia.
Więc jego zakończenie to przede wszystkim czas wdzięczności. Za to, że byliście. I za to, że jesteście.